Czym jest prawda historyczna
– rozmowa z Karolem Bunschem
fragmenty wywiadu z roku 1979
Może mi Pan powiedzieć, dlaczego wzięty adwokat chwycił przed laty za pióro?
W 1941 roku, po upadku Francji zacząłem pisać „ku pokrzepieniu samego siebie”, żeby coś robić długimi wieczorami. Po wojnie wróciłem do adwokatury, a dopiero od 1951 roku zarabiam na życie pisaniem.
Dlaczego wybór tematu padł na tak odległą od nas epokę?
Okres tworzenia się państwowości polskiej jest z jednej strony dramatyczny, z drugiej niezwykle dynamiczny. To wdzięczny temat dla pisarza. Dlatego również, że wiedza na ten temat jest znikoma, nawet wśród studentów historii. Wiele postaci, czy nawet faktów historycznych podlega stale zmieniającym się ocenom.
Jak np. postać Stanisława Szczepanowskiego…
Właśnie, a gdy kłócą się naukowcy, ja mam prawo wyboru hipotezy. Tam zaś gdzie jest biała plama, luka w historii, ja jestem ten wszechwiedzący.
Może to naiwne pytanie, ale jak wygląda proces pisania powieści historycznej?
Najpierw wnikliwie studiuję epokę. Potem dla własnego użytku robię schemat czasowy, aby nie popełnić niekonsekwencji i na stronie 150 nie pisać o bohaterze, którego uśmierciłem na 50. Posiadam oczywiście dość sporą bibliotekę.
„Ludzie rozsądni nie bywają bohaterami”, to jedna z Pana „Myśli”…
Proszę pani, człowiek, który zanadto się zastanawia, przeważnie jest sceptykiem, a sceptyk najczęściej do niczego nie dochodzi. Ma zawsze wątpliwości, chciałby z góry znać wynik swoich działań. I to go obezwładnia. Człowiek, zwłaszcza zaś polityk musi być ryzykantem…
Okres piastowski był dość harmonijny jak na nasze burzliwe dzieje…
Właśnie. Całe zło zaczęło się od Szczepanowskiego i jego buntu, który obalił Bolesława Śmiałego. Konsekwencją było uzależnienie się od Niemiec. Potem ten nieszczęsny testament, który podzielił Polskę. I tak już szło aż do Łokietka.
Łokietek jest ostatnim z Pana bohaterów. Dlaczego nie uhonorował Pan powieścią następnego króla Kazimierza Wielkiego?
Nie lubię tej postaci. Dla mnie jego wielkość polega wyłącznie na wysokim wzroście – miał 192 centymetry. Prawda, zawdzięczamy mu pewne uporządkowanie spraw, słuszne decyzje ekonomiczne, które wzmocniły Polskę, ale nie można zapominać o tym, że nie kto inny a Kazimierz Wielki zaprzepaścił Pomorze, Śląsk, wreszcie nawet tę niepotrzebnie zdobytą Czerwoną Ruś. Co zaś do jego prywatnego życia nie mogę mu darować kilku nieładnych faktów. Na przykład, że bawiąc na Węgrzech zgwałcił córkę jednego z dworzan. Pod Płowcami Kazimierz miał lat dwadzieścia, Łokietek – 70. I proszę uważnie słuchać. Łokietek wprawdzie kazał mu się usunąć z bitwy, ale nie przypuszczał, że synalek wycofa się aż do Krakowa, za to stary ojciec bezpośrednio po zwycięskiej bitwie poszedł na Poznań przeciwko Luksemburczykowi. Gdy rzucono na Kazimierza klątwę, księdza, który przyniósł mu tę wiadomość kazał utopić w worku… Dlatego dziwi mnie, że to właśnie jemu dano przydomek wielkiego, kiedy tymczasem większych było co najmniej kilku…
Kogo stawia Pan wyżej niż historia?…
Najwyżej cenię Mieszka. On zaczął panowanie władając zaledwie jednym plemieniem. Miał jednak koncepcję zjednoczenia plemion mówiących językami słowiańskimi i to mu się w znacznym stopniu powiodło. Mieszko i Chrobry to dla mnie prawdziwi twórcy państwowości polskiej.
Od wyobraźni, znajomości psychologii pisarza zależy powodzenie książki.
Kiedyś powiedział Pan, że tłumaczenie to trening stylistyczny. Jakie miejsce zajmują one obecnie w Pana twórczości?
W tej chwili zajmuję się wyłącznie tłumaczeniami. Nic już nie piszę, no, nie licząc pamiętnika, ale to tylko dla siebie. Tłumaczenia te traktuję tak ot, żebym miał po co wstawać… Aktualnie przekładam książką na podstawie ujawnionych akt wywiadu angielskiego z roku 1934. Niezwykle ciekawa rzecz.
Czy jako prawnik nigdy nie miał Pan ochoty na napisanie powieści kryminalnej?…
Po co robić konkurencją tym co z tego żyją? Zresztą napisałem dwie nowele prawnicze.
Jest Pan bardzo popularnym autorem, może podać Pan receptę na dobrą książkę?
Pierwsza: pisarz nie powinien zabierać się do pisania, jeżeli temat go nie interesuje. Druga: jeśli się na nim nie zna. Niestety odnoszę wrażenie, że bardzo wielu zapomina o tych dwóch zasadach. Piszą o rzeczach, które ich nudzą i na których się zupełnie nie znają. Moim zdaniem książka albo ma bawić, albo wzruszać, albo uczyć. Jeżeli nie spełnia któregoś z tych warunków, nie ma powodów jej czytania…
W posłowiu do „Braci” napisał Pan: „Celem mojego pisarstwa jest przyswojenie w sposób przystępny czytelnikowi wiedzy o dziejach ojczystych…”
Moim zdaniem człowiek, który uważa się za obywatela powinien wiedzieć skąd się wziął, jakie były dzieje jego przodków, to jest podstawowa wiedza obywatelska.
Wobec tego fakt, że Pana książki są tak poczytne dobrze świadczy o współczesnym czytelniku, jego interesuje historia narodu.
Niby tak. Ale najpopularniejsza moja książka ‚„Dzikowy skarb’’ — 13 wydań, ostatnie 65 tys. rozeszło się w oka mgnieniu — zawiera więcej fabuły niż faktów historycznych. To książka przygodowa.
Krytycy szukają paraleli z Sienkiewiczem, Kraszewskim. Młodzi stawiają Pana w jednym rzędzie z Antonim Gołubiewem, Władysławem Grabskim…
Przez długie lata Sienkiewicz był moim ulubionym pisarzem. Napisał arcydzieło, ale nie ustrzegł się knotów. Czy był moim mistrzem? Proszę pani nikt nie chce być epigonem, jeśli nawet wzoruje się, to często nieświadomie. Ja należę do pokolenia, które „Trylogię” znało na pamięć, podobnie „Pana Tadeusza” — dziś tych książek nie ma na półkach księgarskich, za to całe mnóstwo innych, na przykład proza iberoamerykańska, która moim zdaniem poza dwoma, trzema cennymi pozycjami, jest niedobra.
Ale publiczność chętnie kupuje, czyta z zainteresowaniem, to się podoba…
Mam 82 lata. Przeżyłem już mody rozmaite. Czy pani mówi coś nazwisko Pitigrilli? Nic? Ano właśnie. A to była kiedyś sława. Kto dziś czyta Przybyszewskiego, a za moich całkiem młodych, lat był rozchwytywany. Przeszła moda na powieść skandynawską, minęła fala nowej powieści francuskiej Robbe Grillet czy Natalie Saraute…
Jakie więc wartości powinna mieć dobra książka, która ma ambicje być aktualną dłużej niż dla jednego pokolenia?
Moim zdaniem, uniwersalna jest prawda. O tym powinien pamiętać pisarz.