Recenzje

Z  recenzji powieści Karola Bunscha 

Hanna Malewska, „Tygodnik Powszechny”, 25.11.45:

Szeroko zakrojony i ambitny obraz beletrystyczny epoki Mieszka I (…) bez pedanterii, ze spokojną szczerą rzeczowością, wolną od  blagi  i sentymentalizmu.

prof. Józef Widajewicz, „Dziennik Polski”, 27.01.1946:

Zjawisko niezwykłe (…) z każdej niemal strony omawianego dzieła przebija opanowanie materiału naukowe­go (…) Powieści, która by czasy Mieszka I przedstawiała  z takim znawstwem i gruntownością literatura polska nie wydała dotychczas.

prof. Julian Krzyżanowski, „Rzeczpospolita”, nr. 97:

W dorobku, którego wy­jaśnieniem zająć się powinien socjolog naszej dzisiejszej kultury, na pierwsze miejsce wysuwa się ogromna, dwutomowa powieść Karola Bunscha o „Dzikowym skarbie” (…) W ramach swej „Starej baśni” gromadzi niezwykłe bogactwo pierwiastków tematycznych, zdolnych przemówić do najszerszych sfer odbiorców literackich. Ambicją „Dzikowego skarbu” jest bardzo roz­ległe malowidło historyczno-obyczajowe Polski czasów Mieszka, uwzględ­niając te wszystkie czynniki polityczne, społeczne, religijne i w ogóle kulturowe, dzięki którym Polanie w ręku energicznego „kniazia” doprowa­dzili do przekształcenia przelewnej masy plemiennej, targanej tysiącami antagonizmów w jednolite państwo (…) Wśród spraw tego rzędu najciekawiej ujęte jest bodajże zagadnienie chrystianizacji Polski. ”Dzikowy skarb” zrywa tu bardzo zdecydowanie z naszą tradycją legendarną (…) Ich zrozumienie i wprowadzenie jest w opowiadaniu źródłem życia wewnętrznego, niemniej  głębokiego, a bodajże nieraz nawet głębszego aniżeli to się zdarzało w ujęciach opartych na podkładzie kronikarskiej legendy (…) Zachowując monumentalność ujęcia historycznego Mieszko żyje równocześnie pełnym życiem ludzkim, wpiętym w tok dziejów (…) Dobrze zestrojona  fabu­ła, związana  z postacią tytułową, połączenie rysów humoreski ludowej i groteski szekspirowskiej.

Stefan Papée, „Dziennik Polski”, 21.03 1947, nr 763:

Najładniejszy to pomnik literacki, jaki dotąd powieść polska wzniosła ku czci Mieszka.

Tadeusz Kudliński, „Tygodnik Powszechny”, nr l3, 30.03.1947:

Odwieczna walka z niem­czyzną jest osią wypadków (…) górujący nad beletrystycznym historyczny zamiar, pasja  i smak do tej epoki (…) przyrodzony temperament pisarski, jędrny i plastyczny styl, dobrze archaizowany język (…) różnorodność, także humor i werwa składa się na rzetelną książkę.

A. Madej, „Tygodnik Warszawski”, 16.03.47. nr 11:

Bunsch, zarysowując sylwetkę duchową pierwszego historycznego władcy Polan, oparł się o rozległe realia historyczne (…) posłużył się znajomością spraw psychologicznych (…) Wśród powieści dawnych i nowych, powieści Bunscha wyróżniają się rozległością myśli historycznej.

Stanisław Helsztyński, „Nowiny Literackie”, nr 38, 7.12.1947:

Poruszając się z doskonałą swobodą (…) autor rzuca na kanwę wspaniałą panoramę dziejową, na której nasi książęta jawią się wyraźnie, po epicku, jako typy żywe, dzielne, niegloryfikowane, a  jednak nieprzeciętne (…) nikt  inny nie po­trafił tak głęboko zajrzeć do serca i myśli przyszłego władcy.

Marian Brandys, „Dziennik  Polski”, nr l25 z 27.05.1955:

Płodny autor wielu doskonałych i solidnych powieści historycznych należy do najbardziej poczytnych pisarzy we wszystkich bibliotekach miejskich, powiatowych i gminnych na terenie całego kraju.

Marta Grabowska, „Tygodnik Powszechny”, nr.33/551 z 16.03.1959:

Stosunek Bunscha do tematu obiektywny, starający się oddać prawdę czasów i ludzi (…) Zawisza  jest zrozumiały jako wytwór środowiska i epoki (…) jest  prze­żytkiem średniowiecznego rycerstwa (…) Jeżeli z tej krytyki błędów czło­wieka  i czasów Bunsch ocala i utwierdza obraz Zawiszy taki, jaki  po­kochaliśmy w dzieciństwie, to jest zasługą nie tylko bohatera, ale i autora (…) śmierć bohatera jest świadomym wyborem moralnym (…) Obiektywizm pozwalający autorowi zaangażować się moralnie nadał jego opowieści ten sam żar wewnętrzny, jaki  czuje  się  jeszcze po pięciuset latach w uroczystym toku pogrzebowej elegii.

Marek Ruszczyc, „Żołnierz Polski”, nr 5/59 i „Orka” nr.50/60 z 14.12.1958:

Tłem stają się postacie historyczne, w niczym nie przypominają stylizowanych, czy idealizowanych bohaterów z innych dzieł (…) Są to pełnokrwiści żywi ludzie (…) opisy wojen zaliczyć należy do obrazów tak plastycznych, jak ich mało w naszej  literaturze, nie tylko dwudziestowiecznej (…) Bunsch drwi sobie z mód, eliminuje wszelkie komentatorstwo odautorskie (…) Kreskówka, w której jeden celny wyraz zastępuje  pół strony opisu (…) wątki erotyczne daleko odbiegają od banalności (…) antytradycjonalna koncepcja powieści, subtelne wczucie  się w kulturalnego, społecznego i poli­tycznego ducha epoki. Godne podziwu jest zmieszczenie w wąskich ramach historycznego obrazka (Warna) dobrej, rzetelnej charakterystyki bohatera. Tło epickie doskonale  wycyzelowane, z rozmachem i fantazją.

Bronisław Ekert, „Tygodnik Powszechny”, nr 36/527. 4.09.1955:

Nowy przekrój przez powieść, dzięki któremu uzyskuje autor poza  wzbogaceniem wewnętrznej dynamiki, mocny atut aktualności (Olimpias). Moment rozważania przez Diogenesa zagadnienia wol­ności widzianej ze stanowiska Filipa, przeciętnego Greka  i równocześnie jego niewolnika jest doskonałą, skrzącą się dowcipem syntezą, której gorzki wydźwięk stwarza tak logicznie wpleciona  przez autora historia powołania w ostatnim momencie do obrony Aten niewolników z kopalni… zakończonego wymordowaniem  oszukanych. Tym akcentem autor podkreśla fakt ostatecznej klęski moralnej Hellady (…) Najmocniejszym atutem jest u Bunscha umiejętność dynamicznej budowy wątków, oraz zgoła bezbłędna więź motywacyjna.

„Nowe Książki”, nr. 16/325 z 3.09.1968:

Nowoczesne i twórcze wykorzystanie anegdot i opowieści (…) adaptacja dawnych wątków, wzbogacona  o wiedzę historyczną i punkt widzenia współczesnego człowieka, uwzględniając szeroko tło polityczne, kulturalne  i obyczajowe IV w. p.n.e.

S.G. „Nowiny Literackie”, 29.04.1957:

Tło dziejowe namalowane zostało zna­komicie (…) Postać Filipa to na pewno duże osiągniecie  pisarskie (…) Olimpias to książka ciekawa, napisana z doskonałą znajomością źródeł przez pisarza umiejącego posługiwać się rzemiosłem literackim.

S. „Stolica”, 15.09.1957:

Uwspółcześnienie ludzi antyku (…) znakomity pre­tekst i do uwspółcześnienia spraw zawsze żywych  i  aktualnych (…) wniknięcie w zawiły proces rozwoju i dekadencji cywilizacji greckiej.

Tadeusz Kudliński,  „Życie Literackie”, nr 32/V/185,  7.08.1955:

Wszystkie trzy postacie powieści narysowane są niezmiernie barwnie i interesująco (…) Świetny jest opis śmierci Filipa (…) Akcje toczy się niezmiernie żywo i nie słabnie na całej przestrzeni tej  obszernej, wielotomowej powieści, utrzymuje czytelnika w niesłabnącym napięciu.

Stanisław Stabryła,”Twórczość”, luty 1956:

Bunscha zafrapował zadziwiający proces montowania przez Filipa fundamentów potęgi macedońskiej. Zresztą pisarz złożył już w swoich powieściach wielokrotne dowody predylekcji do wnikania w istotę kształtowania się zrębów państwowości (…) Bunsch udowodnił jesz­cze raz, że rozumie wymogi nowoczesnej powieści historycznej, że potrafi zawładnąć wyobraźnią czytelnika bez stosowania uniku w stronę motywów awanturniczo-erotycznych (…) Na przykładzie wzajemnych stosunków między Aleksandrem i  Parmenionem chce pisarz zobrazować tę głęboką przemianę, jaka dokonała się w armii macedońskiej, pragnie uchwycić sam początek wielkiego procesu społecznego i politycznego, w wyniku którego narodziła się nowa, potężna epoka dziejów starożytnego świata: hellenizm (…) Typ powieści historycznej, jaką reprezentuje Bunsch nie posiada niemal w naszej literaturze tradycji (…) unikanie efektownych motywów romansowych, w których celowali Kraszewski, Sienkiewicz, Żeromski, klarowność frazy, surowa rzeczowość narracji, nieodparta logika kompozycji, oszczędność i dyskrecja relacji. Pisarstwo Bunscha  jest w ogólnym rozrachunku czymś bardzo nowoczesnym (…) Parmenion jest tego znakomitym przykładem.

Maria Rzewuska, „Odrodzenie”,  15.08.1945:

Postać Dzika to niewątpliwie kreacja. Na długo wraża się w pamięć… Skromność, bezpretensjonalność, prostota  i  żywotność cechują  jego opowiadania.

Jacek Kajtoch, „Życie Literackie”, nr 542:

Bunsch przedstawia w utworze (Rok tysięczny) proces spajania państwa. Pisarz udoskonalił sposoby wykorzystywania, prawie wtapiania w tok powieści, źródeł historycznych. Zaletą jest skupienie uwagi na wczesnośredniowiecznej europejskiej myśli politycznej, w konsekwencji ukazanie Bolesławowego państwa z perspektywy Europy.

Kazimierz Bernaś, „Życie Literackie”, nr 19/121, 16.05.1959:

Podbudowa historyczna osadzona w dojrzałym pisarstwie stanowi mocny fundament literackiej trwałości powieści (Wawelskie wzgórze) z niej wywodzi się świeżość kon­cepcyjna  utworu.

_________________________________________________________________

W setną rocznicę urodzin Karola Bunscha Jan Pieszczachowicz napisał:

Z Karolem Bunschem zetknąłem się po raz pierwszy jako uczeń sandomierskiej szkoły, kiedy przesycony lekturą Karola Maya sięgnąłem po Dzikowy skarb. Ta historyczno-przygodowa powieść wciągnęła mnie nieoczekiwanie, a smaku dodawała jej atmosfera starego, pełnego zabytków Sandomierza. Nie wiem dlaczego wyobraziłem sobie autora na podobieństwo jego bohaterów, tęgich i rosłych wojów, jak tytułowy bohater Dzik. Jakież było zaskoczenie, kiedy po latach spotkałem w Krakowie Bunscha, pana szczupłego, drobnej postury, już niemłodego. Opowiedziałem mu o młodzieńczej fascynacji, a on na to: – Olbrzymem nigdy nie byłem, ale nie bardzo się pan pomylił, jeśli idzie o kondycję, choć to było dawno… – i pokazał mi wycinki z przedwojennej prasy oraz liczne dyplomy sportowe.

W 1928 r. zwyciężył w Narodowych Zawodach Strzeleckich w Toruniu, a w 1931 na mistrzostwach we Lwowie w strzelaniu z karabinu małokalibrowego. Na Zlocie Sokolstwa Polskiego w 1921 zajął drugie miejsce w ćwiczeniach gimnastycznych i trzecie we wspinaniu się po linie, zwyciężył w skoku w dal i wzwyż. W prasie sportowej można było przeczytać: „Na szczególną uwagę spomiędzy współzawodników zasłużył Bunsch z Krakowa, który stanowi doskonały materiał na pierwszorzędnego lekkiego atletę.” Nieobce były mu boks, narciarstwo, łyżwiarstwo, szermierka, tenis i jazda konna. W latach trzydziestych prezesował krakowskiemu „Sokołowi”, przez wiele lat byt aktywnym członkiem Koła Podwawelskiego Polskiego Związku Łowieckiego. Żona pisarza, Zofia, posiadała medal drużynowej mistrzyni świata w łucznictwie.

To jednak tylko część barwnego życiorysu Bunscha, o którym zwykł opowiadać z niezrównanym humorem przy kieliszku domowej orzechówki, w przyrządzaniu której był również mistrzem. – Reszty dowiecie się z moich wspomnień, które chyłkiem piszę – mówił z tajemniczym i kpiącym uśmiechem. Wśród starych mebli, obrazów, rzeźb, zegarów i bibelotów czas jak gdyby się zatrzymywał. Gospodarz zasiadał czasem do pianina, a jeśli kogoś lubił, pokazywał mu zbiór monet, którego początek byt dość niezwykły: oto przyjaciel ojca, a zarazem Stanisława Wyspiańskiego – Adam Chmiel, ofiarował chłopcu „na szczęście” kilka starych pieniążków. Z biegiem lat dołączyły do nich środki płatnicze m.in. starożytnego Egiptu, Persji, Macedonii, Beocji, z epoki Piastów i Jagiellonów, gdańskie – złote, z brązu, miedzi, bite jednostronnie lub dwustronnie, o różnych kształtach.

Urodził się 22 lutego 1898 r. w rodzinie malarza i rzeźbiarza Alojzego Bunscha, profesora szkoły artystycznej w Zakopanem. Sam też zaczął malować, ale ostatecznie twórczością plastyczną zajął się jego brat Adam. Karol chciał zostać przyrodnikiem, lecz nastała wojna i młody gimnazjalista wstąpił do Legionów, a potem musiał służyć w austriackim mundurze i nieźle się spisał, skoro przywiózł do domu wojenne odznaczenia: Medal za Waleczność i Krzyż Karola. Wojsko, tym razem już polskie, opuścił w 1920 r. Historia postarała się jednak, żeby nie rozstał się z bronią na zawsze: brał udział w kampanii wrześniowej 1939 r., w czasie okupacji należał do ZWZ-AK.

Zima 1941-42 – opowiadał pan Karol – była wyjątkowo surowa. Z Dębnik, gdzie mieszkał, można się było przeprawić na nartach przez zamarzniętą Wisłę, by pojeździć na stokach kopca Kościuszki.

Wtedy właśnie skrystalizował się pomysł, by wykorzystać długie okupacyjne wieczory do pisania. Bunsch zgromadził materiały dotyczące początków państwa polskiego, z właściwą prawnikowi dokładnością, w czym pomagali mu potajemnie pracownicy opanowanej przez Niemców Biblioteki Jagiellońskiej. Odczuwał potrzebę obcowania z epoką, gdy polska państwowość rosła nad podziw i nieźle dawała sobie radę z nawałą germańską.

Stała się rzecz znamienna i zadziwiająca: oto na podobny pomysł wpadli niezależnie od siebie inni pisarze. W okolicach Wilna Antoni Gołubiew pisał rozpoczętą przed wojną wielką epopeję Bolesław Chrobry (części 1 i 2 wyszły w 1947 r.). Pracownik ambasady RP w Kujbyszewie, Teodor Parnicki, zbierał materiały do powieści z czasów pierwszych Piastów Srebrne orły, wydanej w Jerozolimie 1944-45. Wreszcie Władysław Jan Grabski opublikował w 1945 r. – jako plon wojennej twórczości – trzytomową Sagę o Jarlu Broniszu, której część trzecia nosiła tytuł Rok tysięczny. Tym sposobem – niezależnie od dzielących je odległości – powstało zjawisko, które krytycy nazwali „powieścią piastowską”.

Bunsch początkowo nie wierzył we własne literackie siły. Zebrane materiały zaofiarował Tadeuszowi Kudlińskiemu z propozycją, by ten napisał powieść „ku pokrzepieniu serc”, ale otrzymał od przyjaciela radę, by sam wziął się do roboty. No i w 1945 r, tuż po wyzwoleniu, nakładem Gebethnera ukazał się Dzikowy skarb, powieść z czasów Mieszka I, zyskując od razu uznanie i poczytność (14 wznowień do 1982 r), a w ślad za nią Ojciec i syn (1946). W stosunkowo krótkich odstępach czasu zaludnił Bunsch rynek księgarski opowieściami o Polsce piastowskiej, m.in.: Imiennik. Powieść z czasów Bolesława Śmiałego, Zdobycie Kołobrzegu, Wawelskie wzgórze. Powieść z czasów Łokietka, Rok tysięczny. Powieść z czasów Bolesława Chrobrego, a także o starożytności: Olimpias, Parmenion, Aleksander.

Nie wszystko, co napisał, miało jednakowy wymiar literacki, w końcowym okresie twórczości zdarzały się książki jakby dopiero naszkicowane, ale jednemu zaprzeczyć się nie da: Karol Bunsch był jednym z najpopularniejszych powieściopisarzy historycznych w dziejach naszej literatury, który stworzył wizję epoki piastowskiej pełną patriotyzmu i trudnego optymizmu, obiektywną, nie ulegającą mitom i pozahistorycznej tendencyjności, związanej z polityką, ideologią czy religią.

Rozmawialiśmy o tym nieraz. Bunsch był racjonalistą i pragmatykiem, co nie przeszkadzało w rozwijaniu pisarskiej wyobraźni, zwłaszcza tam, gdzie dokumenty mówią tylko część prawdy, bądź milczą. Obok bohaterów historycznych wprowadzał chętnie postacie charakterystyczne, fikcyjne, kreślone zwięźle a zarazem z rozmachem, jak niezapomniany osiłek Dzik, nieco tajemniczy i demoniczny Zbrozło, poczciwy Doman itp. Niezwykle skrupulatnie, zachowując rygory naukowe, studiował epokę i jej problemy. Uważał, że tam, gdzie fakty są ustalone, pisarz może je tylko interpretować w „szczelinach”, dotyczących zwłaszcza motywacji czynów, uwzględniając ówczesną mentalność, psychologię i charakterologię. Pasjonowało go dociekanie przyczyn zachowań znanych postaci, walczących o władzę bądź ją sprawujących.

Głównym problemem, do którego przywiązywał ogromną wagę, było państwo i jego dobro. Dlatego w powieściach Bunscha szczególnymi względami cieszą się ci władcy i politycy epoki piastowskiej, którzy budowali i umacniali integralność organizmu państwowego. Mniejszą wagę przywiązywał do motywów, umiłowanych przez dawnych powieściopisarzy historycznych, takich jak Walter Scott, Aleksander Dumas czy w znacznej mierze Sienkiewicz: alkowiano-miłosnych intryg, sensacyjek. Dlatego m.in. pisząc książkę o Zawiszy Czarnym nie wykorzystał wszystkich znalezionych dokumentów, zahaczających o tę sferę.

Jeśli był przekonany, że jakaś postać historyczna – choć opromieniona charyzmą – zawiniła przeciwko państwu czy władcy, popełniła zdradę stanu, był w ocenach bezwzględny. Okazało się to w sposób, który wzbudził kontrowersje, w Imienniku, atakowanym z różnych stron za sposób przedstawienia tragicznego konfliktu między Bolesławem Śmiałym a biskupem Stanisławem ze Szczepanowa, wyniesionym później na ołtarze jako symbol męczeństwa Kościoła w walce z władzą świecką.  W jednym z wywiadów tak to skomentował:

„ – Twierdzę, że historia składa się z samych hipotez mniej lub bardziej prawdopodobnych. Każdy fakt historyczny może być różnie przedstawiany. Weźmy Stanisława Szczepanowskiego. Wiadomo, że wywołał bunt, ale dlaczego to zrobił nie wiemy. Nie znamy przesłanek, które nim kierowały, trudno więc pod kątem moralnym ocenić go jednoznacznie. Ja zawsze oceniam fakty pod kątem interesów Polski, a bunt Szczepanowskiego podstawił nogę Bolesławowi i był powodem upadku kraju”.

W komentarzu do Imiennika apeluje do czytelnika, żeby sam sobie wyrobił zdanie, jak zostały wykorzystane przez niego zebrane, także mało znane, materiały; przywołuje także opinie rzetelnych historyków, „pomijając demagogiczne chwyty spotykane w publikacjach niektórych innych autorów”. Podobny pryncypializm wykazał w stosunku do Kazimierza Wielkiego, w odpowiedzi na pytanie, dlaczego pominął go w swoim piastowskim cyklu:

„ – Nie lubię tej postaci. Dla mnie jego wielkość polega wyłącznie na wysokim wzroście – miał 192 centymetry. Prawda, zawdzięczamy mu pewne uporządkowanie spraw, słuszne decyzje ekonomiczne, które wzmocniły Polskę, ale nie można zapomnieć o tym, że nie kto inny jak Kazimierz Wielki zaprzepaścił Pomorze, Śląsk, wreszcie nawet tę niepotrzebnie zdobytą Czerwoną Ruś. Co zaś do jego prywatnego życia, nie mogę mu darować kilku nieładnych faktów. Na przykład, bawiąc na Węgrzech zgwałcił córkę jednego z dworzan. (…) Gdy rzucono na Kazimierza klątwę, księdza, który przyniósł mu tę wiadomość, kazał utopić w worku…”.

Taki był właśnie Bunsch – niezależny w sądach, przekorny, ale rzetelny. Niektórzy krytycy traktowali jego powieści, cenione przez historyków, z pewnym lekceważeniem, jako lektury dla młodzieży bądź odrobinę zbeletryzowane szkice historyczne. Jakoś nie pomyśleli, że ów zadziorny autor, który nie pisał przecież powieści kryminalnych i romansowych z „happy endem”, a element przygody dawkował z umiarem, trafił do ogromnego kręgu odbiorców reprezentujących różne pokolenia. Pierwsze wydanie Dzikowego skarbu zostało wydrukowane w 4 tysiącach nakładu, kolejne powiększyły ten stan (do 1982 r.) do 300 tysięcy egzemplarzy. W tymże roku łączny nakład książek Bunscha osiągnął 5 milionów. Samo tylko Zdobycie Kołobrzegu w trzech wydaniach doszło do potowy miliona. Książki Bunscha sprzedawało się nierzadko „spod lady”, bądź na bazarach, po zawyżonych cenach.

Co przyciągało tak szerokie rzesze odbiorców? Może wiara autora, że mimo klęsk i błędów w naszej historii wspierała je owa ciągłość „długiego trwania”, o której pisał Fernand Braudel; zdolność do regenerowania nadwątlonego organizmu państwowego; pojawianie się w kolejnych generacjach i okresach ludzi, zdolnych do poświęcenia, do mądrego myślenia i działania. – Może jestem w tym trochę staroświecki – powiedział kiedyś z zadumą – ale ja naprawdę wierzę w pierwszeństwo zasady „pro publico bono”… W artykule Sienkiewicz czy Sartre (w cyklu Moje dwudziestolecie, publikowanym w „Życiu Literackim”) pisał: „Wiem, że nie jestem modny, spodnie noszę z mankietami, nie ukazuję się publicznie nieogolony i w brudnym swetrze, wolę Sienkiewicza od Sartre’a. (…) Nie uważam brutalności za siłę, nieprzyzwoitości za śmiałość, dziwactwa za oryginalność, a ponuractwa za głębię. Taki jestem i tak piszę”.

Żegnaliśmy Go na Cmentarzu Salwatorskim 30 listopada 1987 r. Czas biegnie szybko, i oto nadeszła setna rocznica urodzin Karola Bunscha. Ten skromny i pracowity pisarz, który tyle uwagi poświęcił historii, sam stał się jej cząstką.

Na podstawie:

  • Jan Pieszczachowicz: Historia bez iluzji
    (100-lecie urodzin Karola Bunscha).

    „Zdanie” 1998, nr 1/4 s. 71-72.